niedziela, 29 września 2013

JEST 42.195 !!!

Wczoraj bez postów. Koncentracja 100 %  przed startem. Dieta, nawadnianie, a przede wszystkim planowanie trasy. Żona wygoniła mnie do łóżka o 22. Także przyznam pospałem. Rano pobudka o 6:00. Śniadanie. Planowałem kanapkę z miodem, ale postanowiłem zamienić miód na nutellą. To był słuszny wybór. Czekolada działa rewelacyjnie na mój wrażliwy żołądek. Ha. Proza życia. Potem podróż, wspierany znajomymi, przedostałem się na drugą stronę Wisły. Tu spotkałem kolejny absurd naszej polskiej rzeczywistości. Przed wejściem na stadion stał Pan, wiek na oko 60-65 lat. Przyjechał dziś do Warszawy (500 km). Wczoraj nie mógł, bo praca, więc nie odebrał pakietu startowego. Prosił, błagał, aby mu pozwolono wystartować nawet bez numeru. Ja rozumiem, że regulamin itd. Był tylko On. Nie pobiegł.Zabronili mu. Wrócił. Może wystarczyłoby odrobinę dobrej woli i mógłby się także cieszyć z ukończenia maratonu. Skoro byli tak super zorganizowani to czemu Panie, które trzymały tabliczki z czasami 4:50, 3:40 nie wiedziały czy to czas ukończenia maratonu, czy czas na 1 km. Ludzie pytali i nic. Koniec o organizacji. Stres. 




Zbliża się godzina zero. No i start. Wystartowali, ale nie ja. To Ci, którzy się kąpali jak byłem w połowie drogi:-). Takżę wystartowałem ok 9:15. Na początku to był marsz. Potem wolno, ale zgodnie z planem nie wariowałem na starcie.




Strój też był ważny. Można i tak...

Kilometry leciały. Chłodno, naprawdę chłodno. Podziwiałem wszystkich, którzy biegli w kłusych spodenkach i koszulce na ramiączka. Potem już było tylko lepiej. Adrenalina, kibice i nogi same biegną. Z kilometra na kilometr ustawiłem tempo. Czas na km ok 6:10-6:20. Trzymałem się go do samego końca. Nawet na koncówce (most Poniatowskiego) przyspieszyłem i czas szacował się ok 5:40. Ja wiem, że dla biegaczy to żaden wynik, ale ja w debiucie postanowiłem zbadać dystans. No i sama atmosfera. To jest super. Żona, Dzieci , Znajomi na trasie dodają energii.


Tu - Pan zaspał i zabrał ze sobą swojego misia.


No i wyłonił się z tłumu. Mąż i Ojciec, ku uciesze Rodziny i Przyjaciół...

.


Tu się trochę rozebrałem...na szczęście. Bo zrobiło się ciepło.

Niesamowite przeżycie. Wybiegasz z tunelu na Stadionie Narodowym i wszyscy Cię dopingują. Czułem się jakbym startował na Igrzyskach Olimpijskich. Tej chwili nikt mi nie zabierze. Mogłem z dumą unieść ręce !!!. Pokonałem "ŚCIANĘ", wszystkie swoje słabości .Plan zrealizowany. Zero postoju - cały czas biegłem. Napoje w drodze i żele - bardzo pomocne. Czas dla mnie super. 4 godziny 27 minut i 30 sekund. JESTEM BARDZO ZADOWOLONY !!! PIERWSZY MARATON ZALICZONY!!!!!!!!




Wszystkie poświęcenia, wyrzeczenia, dieta, treningi, kontuzje. To nic. Zobaczcie jakie Szczęście. Nie podzieliłem losów Filippidesa. Dobiegłem i to w niezłym stanie. Zmęczony, ale szczęsliwy. Metę 35 PZU Maratonu Warszawskiego przekroczyło 8506.


Nogi zmęczone. Widać !!!

To Tata i dumne Córki :-)

Tu ja i moja Lepsza Połówka :-)


Dziękuje szczerze i z całego serca całej mojej GRUPIE WSPARCIA !!!
Marta, Ola, Basia, Arleta, Leszek byliście super !!! Dzięki




No i wyśniony medal :-)

Brak komentarzy: